Włodzimierz Borek – Moja droga do Morskiego Klubu Seniorów Lotnictwa

Od urodzenia mieszkałem w Gdańsku-Wrzeszczu w pobliżu zajezdni tramwajowej i wzgórz morenowych. W tamtych czasach dzieci bawiły się na podwórkach, zwiedzały piwnice i śmietniki. Starsze dzieci robiły wycieczki do pobliskiego lasu. Ze wzgórz było widoczne lotnisko we Wrzeszczu. Często specjalnie chodziłem do wybranego w lesie miejsca, z którego widać było startujące i lądujące samoloty oraz szybowce i skaczących spadochroniarzy.

Pewnego wiosennego dnia, gdy byłem w lesie wzdłuż wzgórza przeleciały dwa myśliwskie samoloty w zielonej barwie z biało-czerwoną szachownicą na kadłubie. Bardzo spodobał mi się ten przelot i postanowiłem, że: „BĘDĘ LOTNIKIEM”.  Za kieszonkowe kupiłem pierwszy swój numer tygodnika „Skrzydlata Polska – numer ten mam do dzisiaj. Od tego zaczęła się moja miłość do lotnictwa, a miałem wtedy 11 lat. Systematycznie kupowałem i zbierałem „Skrzydlatą Polskę”, później zacząłem kupować miesięczniki „Modelarz” i „Mały Modelarz”. Z następnych numerów „Skrzydlatej Polski” dowiedziałem się, że samoloty, które podziwiałem to nie były myśliwce lecz samoloty treningowe Jak-18. W MPiKach kupowałem czeski miesięcznik lotniczy „Letectvi + Kosmonautika” oraz radziecki „Krylia Rodiny”. Przy okazji poznawałem dwa języki obce. Moje półki zdobiły kartonowe modele samolotów.

Swoje wszystkie wagary spędzałem na lotnisku. Nie można było wejść na lotnisko Aeroklubu Gdańskiego „tak z ulicy”, ale jakoś udawało się. Na pewno interesowano się mną „co to za jeden” kręci się w pobliżu samolotów, szybowców i hangarów. Z czasem pozwolono mi pomagać sprzątać hangary, ustawiać w nich samoloty i szybowce a później odprowadzać szybowce na start i ze startu. W podziękowaniu za moją pomoc pewnego razu „zabrano mnie w powietrze” szybowcem SZD-10 „Czapla”. Start nastąpił za wyciągarką szybowcową więc była dodatkowa atrakcja. Po jakimś czasie zaproponowano mi pasażerski lot samolotem An-2. Oglądałem Gdańsk z lotu ptaka. W doku Gdańskiej Stoczni Remontowej był statek pasażerski TS/S „Stefan Batory”. Dla statku tego montowałem rozdzielnicę elektryczną w ramach swojej pracy zawodowej.

Następne wejście na lotnisko w Gdańsku-Wrzeszczu to był Port Lotniczy Gdańsk i biura Polskich Linii Lotniczych „LOT”. Na teren lotniska nie było możliwości wejścia. Była możliwość oglądania samolotów komunikacyjnych od strony miasta. Stawałem więc przy płocie, spoglądałem na samoloty, pilotów oraz piękne stewardessy i w marzeniach widziałem siebie jako członka załogi latającej Ił-em 14, te samoloty wtedy najczęściej przylatywały do Gdańska.

W tamtych czasach nie można było pojawiać się na lotniskach z aparatem fotograficznym i dlatego z tamtych czasów mam jedynie kilka zdjęć.

Niestety moich marzeń nie zrealizowałem. W czasie badań okulistycznych stwierdzono u mnie krótkowzroczność i nie uzyskałem zgody na podjęcie szkolenia lotniczego w Aeroklubie. Wymagania dotyczące zdrowia były duże. Nie było możliwości latania „dla przyjemności” .

Również Komisja Wojskowa badając mnie pod kątem zasadniczej służby wojskowej wypowiedziała się o moim zdrowiu negatywnie.

Po skończeniu szkoły podstawowej zdałem egzamin i zostałem przyjęty do Technikum Komunikacyjnego w Gdańsku-Wrzeszczu na kierunek elektryczny o specjalności trakcja elektryczna – pociągi, tramwaje, trolejbusy. Dla mnie podjęcie nauki w tym Technikum to był „bliższy kontakt z lotnictwem”. W szkole obowiązywały uczniów i uczennice mundury w kolorze zbliżonym do koloru mundurów w Wojskach Lotniczych.

Pod koniec nauki myślałem o pojęciu studiów na Wydziale Mechanicznym, Energetycznym i Lotniczym Politechniki Warszawskiej. Wtedy studia lotnicze były tylko na Politechnice Warszawskiej. Wybrałem jednak studia na Politechnice Gdańskiej kontynuując swoje wykształcenie. Plany planami, a rzeczywistość wygląda inaczej. Rozpocząłem i kontynuowałem pracę zawodową zgodnie ze swoim wykształceniem.

Ale miłość do lotnictwa pozostała i trwa do dzisiaj.

Od kolegi dowiedziałem się o istnieniu w Gdyni Morskiego Klubu Seniorów Lotnictwa. Przyszedłem na zebranie, przedstawiłem się obecnym na zebraniu i poprosiłem o przyjęcie mnie w poczet członków MKSL. Od 1 czerwca 1997 roku jestem członkiem Morskiego Klubu Seniorów Lotnictwa.

Na pierwszych zebraniach spotkałem osoby, które poznałem podczas swoich pobytów na lotnisku Aeroklubu Gdańskiego. Byli to niestety nieżyjący już członkowie Klubu: Zbigniew Luranc, w latach 1972 -1984 Kierownik Aeroklubu Gdańskiego, Henryk Stachurski – Kierownik Aeroklubu Gdańskiego w latach 1984 – 1989,  oraz  Eligiusz Hirnle.

Od kilku lat pełnię funkcję Sekretarza Klubu i dokumentuję fotograficznie działalność Klubu.