Zimowy czas z jakim się jeszcze zmagamy, powoli zaczyna ustępować miejsca wiośnie, która coraz bardziej daje o sobie znać w ostatnim czasie. Dni jeszcze krótkie, więc ten czas dalej skłania mnie do poszukiwania w swoich zbiorach kolejnych wspomnień ludzi spod znaku biało-czerwonej szachownicy. W moich notatkach odnalazłem ciekawe zdarzenie, które miało miejsce tym razem w 19. LEH w Słupsku-Redzikowie. Dlatego powracam znowu na łamach naszego portalu do wspomnień nie tylko lotników, ale też nawigatorów, mechaników czy osprzętowców, prezentując ich wspomnienia z bogatej służby w szeregach naszego lotnictwa wojskowego. Czynię to zawsze z nieskrywaną radością. Dziś chcę przedstawić kolejną postać, która zechciała się ze mną podzielić swoimi wspomnieniami ze służby w 19. Lotniczej Eskadrze Holowniczej. Historię niezwykłego lotu na poligon, który mógł się zakończyć tragicznie! Zdarzenie to przedstawił mi st. chor. sztab. nawig. w st. spocz. Jerzy Martyniak.
Lot został wykonany prawdopodobnie zimą na przełomie stycznia i lutego 1977 roku lub 78 roku około godz. 18.00 przy bardzo surowych warunkach atmosferycznych przez personel latający 19. LEH stacjonującej w Słupsku. Załoga w składzie: d-ca klucza samolotów Ił-28 mjr pil. Stanisław Wasilewski (były pilot 15. selr MW), chor. nawig. Jerzy Martyniak i prawdopodobnie strzel-rtg. sierż. Jan Racławski. Zadanie jakie załoga miała wykonać, to lot na zrzut bomb świetlnych z wysokości 10 000 metrów w odległości 30 km od linii brzegowej w rejonie m. Ustka dla samolotów myśliwskich Mig-21MF z 11. PLM stacjonującego we Wrocławiu, które miały wykonać strzelanie do tych bomb. Brama wlotowa dla samolotów MiG-21 Ustka-Rowy. Wszystkie czynności wykonywane były na komendę „Kierownika Lotów” oraz nawigatora naprowadzania. Tak po latach wspomina ten lot Jerzy Martyniak. „Nie lubiłem tego typu zadań wykonywać zimą ze względu na zimno panujące w kabinie, zamarzanie bomboluków itp. Na tego typu loty gdy była bardzo niska temp. pobieraliśmy kombinezony z 28. PLM OPK. Kombinezony typu WUK. Temperatura na 10 000 metrów wynosiła -50º. Po nabraniu nakazanej wysokości i zajęciu pozycji przystąpiliśmy do wykonywania zadania. Dalsze czynności wykonywane już były na komendę nawigatora naprowadzania. Ja jako nawigator samolotu Ił-28 po komendzie „przygotować się do rzutu” – otwierałem bomboluk – w tych temperaturach często z problemami (był oblodzony). ZRZUT – nawigator uwalnia bombę z zamków. Po zrzucie wykonywaliśmy zwrot w lewo na kurs zachodni odchodząc na bezpieczną odległość od bramy wlotowej dla samolotów MiG-21. W tym czasie pilot jednego z samolotów Mig-21MF na komendę nawig. naprowadzania – „odpalaj” – odpalił rakietę do bomby, która w tym momencie powinna się znajdować na wys. 7000 metrów. W ostatnim zajściu po komendzie „zrzut” – odchodzimy w lewo, i słyszymy, że pilot otrzymał komendę „odpalaj”. Strzelec obserwujący bombę i rakietę krzyczy – „RAKIETA MINĘŁA CEL I IDZIE NA NAS!”. Powstała panika. Samolot na tej wysokości jest mniej manewrowy (zwrotny). Musieliśmy wykonać szybki manewr, aby odwrócić się jak najszybciej dyszami silnika o 180º do kierunku lotu rakiety, która za cel wybrała NAS. Rakiety nie były „inteligentne” (całe szczęście). Rakieta przeleciała obok nas. Po chwili strzelec zameldował, że nastąpiła samolikwidacja rakiety. Pomimo panującego zimna atmosfera była bardzo gorąca. Na następny dzień zostaliśmy przeproszeni za popełniony błąd przez kierujących tym ćwiczeniem. Ale nockę i tak miałem z głowy”. Dziękuję Panu st. chor. sztab. nawig. w st. spocz. Jerzemu Martyniakowi za ten wspomnieniowy materiał.
Ps. Ciekawostką jest iż Pan Jurek był pierwszym chorążym, który uzyskał pozwolenie od d-cy OPK na latanie samolotami IŁ-28.