Pierwszy „As” 34 PLM MW

W połowie lat 50-tych w jednostkach myśliwskich naszego kraju, dowództwo Polskich Sił Powietrznych wpadło na pomysł wprowadzenia rywalizacji o tytuł najlepszego pilota myśliwskiego, tzw. „Asa”.
Pomysł miał dostarczyć personelowi lotniczemu dodatkowego bodźca, który miał zmobilizować pilotów do osiągania coraz to lepszych wyników w szkoleniu.  „As” to tytuł zaczerpnięty z okresu wojny. Dowództwo wpadło na pomysł, aby przeszkolić wybraną grupę pilotów według odrębnego programu. Piloci po uzyskaniu takiego tytułu mogli zasługiwać na miano asów.

Był to bardzo ciekawy eksperyment zapoczątkowany prawdopodobnie w 5 Dywizji Lotnictwa Myśliwskiego OPL. Program pozwalał pilotowi na większe możliwości „wyżycia” się w powietrzu w szerokim tego słowa znaczeniu. Pilot sam decydował o wszystkim, jednak w zamian za to musiał udowodnić, że w tym, co robi, nie ma sobie równych i że to jemu należy się ten zaszczytny tytuł. Drugim ciekawym pomysłem było wprowadzenie na samolotach zwycięzcy znaku strzały, co szybko znalazło aprobatę wśród personelu lotniczego. Ten znak właśnie stał się dla wszystkich niesamowitym dopingiem, co niewątpliwie przekładało się na podwyższenie kwalifikacji startujących załóg. Eliminacje odbywały się w macierzystych pułkach. Startowali w nich wytypowani przez dowódcę danego pułku piloci i personel techniczny, który egzaminowano ze znajomości pracy na sprzęcie i z wyszkolenia ogólnowojskowego. Uzyskane, łączne punkty szły na konto całej załogi.

1956-lipiec
Piloci bioracy udział w zawodach o tytuł „Asa”. Foto Zbiory Krzysztof Kirschenstein

Warto zaznaczyć, że egzaminatorzy byli bardzo surowi i nic nie uchodziło ich uwadze. Najtrudniejszym i decydującym sprawdzeniem w rywalizacji o ten zaszczytny tytuł było niewątpliwie strzelanie do rękawa holowanego z prędkością około 320 km/h. Kiedy ów pilot pokonał swoich konkurentów, na jego samolocie
malowano czerwoną błyskawicę czasem otoczoną błękitną lub białą obwódką z obu stron kadłuba. Był to znak, że na tej maszynie lata pilot, który spełnił warunki „Asa”, a jego mechanicy zaliczają się do czołówki w swojej specjalności. W 34 pułku do tej rywalizacji przystąpili m.in. tacy piloci, jak: Bernard Wójcik, Zdzisław Ostałowski, Marian Klusek, Zdzisław Siemieniak, Kazimierz Janda, Zdzisław Olbert, Stefan Kukurowski, Mieczysław Pituła, Leon Karkut i Tomasz Ziaja. Przygotowanie trwało około 2 miesięcy. Piloci rywalizowali ze sobą na co dzień, wykonując przy tym stały program szkolenia lotniczego, jaki obejmował pułk. Po zakończeniu lotów dodatkowo każdy pilot biorący udział w rywalizacji o finał otrzymywał po jednym locie specjalnym na strzelanie do holowanego rękawa. Piloci za każdym razem niezwykle starannie studiowali instrukcje wykorzystania strefy strzelań powietrznych i warunki bezpieczeństwa, po czym rozpoczynali swoje zadania w powietrzu.

1352
Samoloty Lim-2 z 34 plm MW uchwycone podczas lotów na lotnisku Babie Doły. Foto Janusz Uklejewski

Loty tego typu były zawsze ciekawe i cieszyły się dużym zainteresowaniem pilotów oraz personelu technicznego. Użycie broni pokładowej i możliwość sprawdzenia samych siebie w umiejętności prowadzenia celnego ognia były jakby egzaminem pilota myśliwskiego – sprawdzianem, do jakiego stopnia opanował ten najważniejszy element swojego zawodu. Można pięknie, pokazowo latać, a niecelnie strzelać, a to bez wątpienia dyskwalifikowałoby pilota myśliwskiego i jego przydatność do walki. Służba uzbrojenia przygotowywała na każdy dzień takiego ćwiczenia kilka płóciennych „rękawów” – celów rozłożonych na przedłużeniu pasa startowego, gotowych do wyholowania w powietrze.

Do ciągnięcia takiego celu byli wyznaczeni rozkazem piloci specjalnie do tego przeszkoleni i przygotowani. Było to zadanie bardzo trudne, gdyż duży opór ciągniętego „rękawa”, długiego na kilka metrów, o średnicy około metra i obciążonego na wlocie powietrza metalowym kabłąkiem sprawiał, że samolot holujący – bojowy Lim-2 nie mógł rozwijać dużej prędkości. Było to oczywiście niemałym utrudnieniem nie tylko dla pilota holującego, ale i wykonującego strzelanie.

Tymczasem ekipy biorące udział o tytuł „Asa” lub – jak kto woli – „Załogi Wyborowej” rywalizowały ze sobą tak, jakby była to walka na śmierć i życie przy zachowaniu rzecz jasna zasad bezpieczeństwa i zdrowego rozsądku. Jeden z pierwszych „rękawów” wyholowany został w powietrze, za którym po kolei w 10-minutowych odstępach startowali wspomniani piloci na wykonanie strzelania z załadowanymi trzydziestoma pociskami. Amunicja ta była umieszczona w działku o kalibrze 23 milimetrów. Dolatujący do strefy strzelania piloci z daleka obserwowali holujący samolot i tak manewrowali, aby nie wyprzedzić i nie zgubić z pola widzenia „rękawa”. W tym czasie holujący „rękaw” pilot ustawiał samolot w locie po prostej, a następnie informował kierownika lotów, że jest w strefie strzelania.

strzelane-do-rekawa
Oletka pokazująca strzelanie do rękawa przez pilotów z 34 plm MW. Zbiory Krzysztof Kirschenstein

Każdy pilot meldował kierownikowi lotów o rozpoczęciu ćwiczenia i był wtedy obserwowany przez tzw. „obserwatora”. Po uzyskaniu zgody kierownika lotów każdy pilot pojedynczo atakował cel. Do jednego „rękawa” strzelało kilku pilotów, wiec dla rozróżnienia, kto i iloma pociskami trafił do celu, pociski
malowano rożnymi kolorami. Pocisk, trafiając płócienny „rękaw”, zostawiał na obrzeżu przestrzeliny ślad swojego koloru. Wszystkie loty na strzelanie odbywały się z reguły w dzień przy dobrych warunkach atmosferycznych. Po wyczerpującej rywalizacji do finału weszli por. mar. pil. Leon Karkut i por. mar. pil. Mieczysław Pituła. Po zdaniu egzaminów teoretycznych obaj piloci przystąpili do egzaminu praktycznego, którego głównym zadaniem było strzelanie do holowanego rękawa przy prędkości około 350-400 km/h
na wysokości 2000 metrów w strefie strzelania, która przebiegała na odcinku miejscowości Rozewie – Łeba. Strefa ta rozmieszczona była wzdłuż linii brzegowej, a kierunek strzelania odbywał się w stronę morza, co gwarantowało bezpieczeństwo strzelań. Poza tym pociski miały samolikwidatory, które rozrywały je po wystrzale na pewnych odległościach. Dodatkowo piloci wykonywali jeszcze lot po trasie z wyjściem na punkt oraz walkę powietrzną. Po zaliczeniu wszystkich zadań i podsumowaniu zebranych punktów okazało się, że por. mar. pil. Leon Karkut podczas strzelania do holowanego rękawa trafił 17 pociskami na 30 możliwych, co dało mu bezapelacyjnie 1 miejsce i zaszczytny tytuł „Asa”.

Por. mar. pil. Leon Karkut jako pierwszy w 34 plm OPL MW spełnił wszystkie warunki, potwierdzając tym samym swoje nieprzeciętne umiejętności pilotażowe. Na jego samolocie bojowym Lim-2 (numer burtowy 1117) została wymalowana z obu stron czerwona strzała w białej obwódce. Technikiem samolotu był Józef Wełpa, a mechanikiem Stefan Witkowski.

skanuj12-11-10-1329
Zwycięski pilot ze swoją załogą przy samolocie Lim-2. Zbiory Krzysztof Kirschenstein

Leon Karkut urodził się się 10 września 1930 roku w Janowie Lubelskim. Podczas wojny pracował w gospodarstwie. Szkołę podstawową ukończył w Janowie, a w 1946 roku rozpoczął naukę w gimnazjum pedagogicznym w Szczebrzeszynie (woj. zamojskie). W październiku 1950 roku został powołany do wojska i skierowany do pułku łączności w Warszawie, gdzie po roku służby z wynikiem pozytywnym ukończył kurs radiowy. Tam poprosił przełożonych o skierowanie go do OSL-5 w Radomiu, gdzie po promocji we wrześniu 1953 roku został skierowany do 34 plm OPL MW w Babich Dołach. Leon Karkut przyszedł do babidolskiego pułku wraz z ppor. Stanisławem Żeliszczakem, Leonem Sysiakiem, Stefanem Rajnikiem, Ryszardem Szkałubą i Stefanem Kukurowskim. Latał nieprzerwanie do jesieni 1970 roku. Wówczas ze względu na stan zdrowia zmuszony został do przejścia na inne stanowisko służbowe – Oddział Operacyjny MW w Gdyni. Tam pełnił służbę do 1985 roku. Na własną prośbę przeszedł na zasłużoną emeryturę. Dziś sędziwy i wciąż skromny kmdr por. pil. w stanie spoczynku Leon Karkut mieszka na ul. Bienowskiego w Gdyni. Swój wolny czas poświęca całkowicie działce, którą ma na Babich Dołach.

Tekst Krzysztof Kirschenstein

zdjęcia zbiory autora