Moje wspomnienia o Mietku Paprockim

Z okazji ubiegłorocznego 100 lecia Lotnictwa Polskiego, wracam dziś do tematu pt. „Polski żołnierz-etos i duma”, przypominający ciekawe i nietuzinkowe postacie, które na trwałe wpisały się już w panteonie ludzi lotnictwa  morskiego.  Wszak ten wspaniały Jubileusz niech  wciąż wymaga niegasnącej opieki i troski, o te nasze zanikające środowiska i stowarzyszenia, w których jest jeszcze tyl wartościowych i wspaniałych ludzi, a którzy wyrastali na tej naszej przebogatej  płaszczyźnie  historycznej – i nie tak odległym jeszcze wymiarze czasowym. Dziś ze szczególną wdzięcznością, ale i z nostalgią przywołuję w swojej pamięci człowieka niezwykle uczciwego i skromnego, który latał w duchu wielkich tradycji polskich skrzydeł – kmdr. pil. i nawiga. śp. Mieczysława Paprockiego.

Pochylam się nisko nad Nim, aby skreślić tych parę zdań, nie tylko z potrzeby obowiązku, ale też z serca… Ten niezwykle skromny człowiek zawsze był zakłopotany, kiedy próbowałem coś o nim napisać czy powiedzieć. Kiedy Go poznałem, dało się od razu wyczuć, że był to prawdziwy żołnierz-oficer, i zarazem wspaniały człowiek, który z domu rodzinnego wyniósł takie dziś nam już nieznane wartości jak; umiłowanie Ojczyzny, głęboki patriotyzm, prawość i godność Polaka. W mojej  pamięci zapisał się jako człowiek serdeczny i inteligentny o szerokich horyzontach poznawczych. Mimo sędziwego wieku, kiedy choroba dawała się już wyrazie zaznaczać – zawsze był taktowny, życzliwy, pomocny i pogodny, co w dzisiejszych czasach jest już niestety rzadkością. W oczach kolegów ze środowiska lotniczego darzony niesłychaną estymą.

Może właśnie dlatego te cechy tak mi imponowały od pierwszego spotkania, w Jego mieszkaniu na ul. Żeromskiego w Gdyni. Już nasza pierwsza rozmowa stworzyła fundament wzajemnego szacunku, zrozumienia i zaufania. Bardzo to sobie dziś cenię!. Muszę wyraziście podkreślić, że należał On do pokolenia, które swe wejście w dorosłe życie łączyło z walką o wolność Ojczyzny i jej powojenną odbudowę ze zniszczeń wojennych. Musimy pamiętać, że był to przecież czas wielkiej odwagi, zmagań, znoju, strachu i poświecenia. Był to również czas wielkich przyjaźni, które  dzisiejszemu pokoleniu zupełnie nieznane. Ich losy były często splątane ze sobą w nieprawdopodobny sposób. Dlatego z takim wzruszeniem dziś spoglądam na nich, dziękując Panu Bogu, że dane mi było obcować w tak zacnym gronie ludzi, którzy byli przykładem niezrywanych więzi dla przyszłych  pokoleń, nie tylko ludzi skrzydeł, ale tych wszystkich, którym  nasze lotnictwo i Ojczyznajest, i zawsze będzie bliska sercu.

Podczas tych wielu frapujących spotkań, mogłem nasycać swoją wyobraźnię atmosferą opowiadań z czasów II wojny światowej i okresu powojennego. Te spotkania dały mi możliwość poznawania innej historii, kultury narodowej, innego posiadania i wyrażania prawdy historycznej! (…a dziś widzimy jak dokonuje się w naszym społeczeństwie takiej alienacji narodowej i historycznej młodego pokolenia, pozbawiając jej wiedzy historycznej o Narodzie, a nawet o polskiej twórczości!) Dlatego te spotkania z Nim były dla mnie tak bardzo owocne.  Warto dodać, że obcując wśród tak nietuzinkowych ludzi jak  Mietek, Leszek Węgrzynowski, Zygmunt Samborski czy Marian Skąmski i wielu jeszcze innych spod znaku biało-czerwonej szachownicy zawsze będą wzbudzać mój niekłamany podziw i szacunek. Przytaczane mi fakty, zdarzenia, wzbogacały mnie wewnętrznie, dając ogromne poczucie zadowolenia z przekazanej wiedzy. Będzie Go nam wszystkim brakowało za postawę jaką prezentował w wojsku, w życiu prywatnym, oraz w naszym stowarzyszeniu i środowiskach społecznych z którymi był bardzo zżyty. Mietek był człowiekiem o wyjątkowych cechach charakteru, ale też i pokorze do życia.

Urodzony 5 września 1924 roku w Stryju na płd.-wschodnich Kresach II RP, w rodzinie kolejarza. Do szkoły powszechnej i gimnazjum uczęszczał w rodzinnym mieście. Podczas okupacji pracował fizycznie przy budowie linii kolejowej, a później w kamieniołomach i tartaku. Do Wojska Polskiego wstąpił ochotniczo w 1944 roku. We wrześniu tegoż roku został przydzielony do kompanii fizylierów 9 zpp w Lublinie, a następnie przeniesiony do formującego się dywizjonu lotniczego na Majdanku koło Lublina. W listopadzie 1944 roku kandydaci do lotnictwa zostali przewiezieni do Zamościa na miejsce powstającej Zjednoczonej Wojskowej Szkoły Lotniczej WP. Po weryfikacji i badaniach lotniczo-lekarskich został zakwalifikowany do przeszkolenia na pilota. Na wiosnę 1945 roku Szkoła została przebazowana do Dęblina, gdzie już w OSL Mieczysław Paprocki kontynuował rozpoczęte szkolenie teoretyczne i praktyczne na szkolnych samolotach UT-2. Wykonywał szkolenie na lotniskach w Ułężu i Podlodowie. Podstawowy pilotaż ukończył w 1946 roku. Szkolenie na samolotach bojowych typu Ił-2 odbył w Radomiu na lotnisku Sadków. Po zakończeniu szkolenia został 14 grudnia 1947 roku promowany na chorążego pilota i skierowany do 6 plsz we Wrocławiu. W pułku tym latał jako pilot w 2 eskadrze szturmowej. Podczas pobytu na obozie letnim na lotnisku w Słupsku otrzymał rozkaz z DWL o przeniesieniu do Eskadry Lotniczej Marynarki Wojennej w Wicku Morskim koło Ustki. Po rozliczeniu się z pułkiem, w maju 1949 roku zameldował się w miejscu nowej służby. Latał tam jako pilot w 2 kluczu szturmowym do czasu przeformowania eskadry. W 1950 roku po utworzeniu na bazie eskadry 30. Pułku Lotnictwa MW w Słupsku, latał w eskadrze szturmowej tego pułku, uzyskując stopień podporucznika. W 1951 roku po ukończeniu w OSL Dęblin Kursu Doskonalenia Personelu Kierowniczego z Nawigacji i Bombardowania, został wyznaczony na stanowisko nawigatora eskadry szturmowej 30. PL MW. W latach 1954-1957 zajmował stanowisko nawigatora pułku i awansował na stopień porucznika, a potem kapitana. W 1955 roku jako pierwszy w Lotnictwie MW zdobył tytuł „Załoga Wyborowa”. W locie egzaminacyjnym na samolocie Ił-10 uzyskał najlepszy wynik z bombardowania i strzelania do wyznaczonych celów na poligonie. Od października 1957 roku do listopada 1959 roku był zastępcą ds. pilotażu dowódcy 30. PLSz MW w Siemirowicach. W listopadzie 1959 roku został przeniesiony do Dowództwa Lotnictwa MW w Babich Dołach gdzie czasowo pełnił obowiązki st. nawigatora Lotnictwa Marynarki Wojennej. W okresie od 2 listopada 1960 roku do 14 grudnia 1961 roku przebywał w Wyższej Szkole Marynarki Wojennej na Wyższym Kursie Operacyjno-Taktycznym, który ukończył z wynikiem bardzo dobrym. Po zakończeniu kursu został skierowany do dalszej służby na stanowisko st. pomocnika ds. lotnictwa w Oddziale Operacyjnym Sztabu Głównego Marynarki Wojennej w Gdyni. W 1962 roku awansował na stopień komandora podporucznika, a w 1967 roku na stopień komandora porucznika i wyznaczony na stanowisko st. inspektora Oddziału Operacyjnego Sztabu MW. Na emeryturę odszedł w 1975 roku. Latał do połowy lat 60-tych na samolotach tłokowych UT-2, Po-2, Ił-2, Ił-10, Jak-11 oraz na samolotach odrzutowych MiG-15, MiG-15bis i Lim-5M. Odznaczony Krzyżem Kawalerskim OOP, Złotym i Srebrnym Krzyżem Zasługi oraz medalami wojskowymi, a w tym złotym, srebrnym i brązowym medalem „Za Zasługi dla Obronności Kraju”.

Po przejściu na emeryturę do 1982 roku pracował w Dowództwie Marynarki Wojennej jako cywilny pracownik wojska. Mieszkał w Gdyni. Był członkiem MKSL oddział w Gdyni od 1985 roku. Interesował się malarstwem. Sam amatorsko malował obrazy olejne i akwarele. W naszym stowarzyszeniu prowadził kronikę, gorliwie wypełniając swoje obowiązki.

Zmarł 25 czerwca 2018 roku po ciężkiej chorobie w wieku 94 lat w Szpitalu Miejskim w Gdyni.  Trudno było mi wtedy słowami wyrazić smutek i żal z powodu Jego odejścia. Bez wątpienia był dla mnie człowiekiem prawym, szczerym, honorowym i oddanym ojczyźnie, którą bardzo kochał. Podczas naszych rozmów, często uderzał w takie patetyczne struny, że należny  dbać o naszą ojczyznę, szanować i kochaćbez względu na to, kto stoi u steru władzy!. Niech ta kolejna nietuzinkowa postać, przywołanego przez mnie „bałtyckiego orła” – i tego niepospolitych cnót żołnierza, który swoim prawym zachowaniem, wpisał się już na trwałe w nasze środowisko lotniczo-morskie, nigdy nie zatrze się w naszej zbiorowej pamięci – zachowując Go w  lotniczej tradycji narodowej, które mam nadzieję będą  stanowić  dla nas wszystkich wartość niezwykle cenną. Wszak należał On bowiem do pokolenia, któremu przyświecało takie odwieczne credo „pro Patria mori”. Liczę, iż kolejny tego typu materiał spotka się z życzliwą oceną i zainteresowaniem.

                                        

                                                Cześć Jego pamięci

                Tekst Krzysztof Kirschenstein

zdjęcia z archiwum autora i MKSL