Niezapomniany pokaz por. mar. pil. Zbigniewa Możdżana z okazji 10-lecia Lotnictwa MW

Do pokazu indywidualnego, który miał zaprezentować możliwości bojowe i pilotażowe samolotu myśliwskiego Lim-2, został wytypowany dowódca 3 eskadry – por. mar. pil. Zbigniew Możdżeń, który od 26 lipca 1957 roku znalazł się w gdyńskim pułku, a już po tak krótkim czasie został obdarzony zaufaniem swoich przełożonych. Dzięki temu mógł reprezentować gdyński pułk Lotnictwa Marynarki Wojennej w pokazie indywidualnym podczas uroczystości 10-lecia Święta MW.

foto6
Od lewej kpt. mar. pil. Zdzisław Siemieniak, d-ca 1 esk. por. mar. pil. Tomasz Ziaja, kpt. mar. pil. Stanisław Żeliszczak, por. mar. pil. Zbigniew Możdżen, technik? oraz kpt. mar. pil. Leon Sysiak. Zbiory Krzysztof Kirschenstein

W tej sytuacji, która była mu notabene na rękę, por. Możdżeń zaraz wziął się do pracy, aby zapoznać się dokładniej z typem samolotu, na jakim miał wykonać pokaz pilotażu specjalnie przez siebie dobranych figur. Pilot musiał wcześniej oblatać kilka samolotów myśliwskich Lim-2 jakie w tym czasie znajdowały się na stanie 34. plm MW. Spośród nich miał wyłonić maszynę, której silnik najdłużej wytrzymywał w locie odwróconym prawie 30 sek. Istniał taki wymóg, gdyż w swoim programie pilot miał wykonać odlot z pokazu właśnie w takiej figurze, prezentując wcześniej beczki sterowane; trzeba zaznaczyć, że przy wprowadzaniu samolotu w położenie plecowe silnik zazwyczaj nie wytrzymywał 20 sek. i często się wyłączał. Młody porucznik, mając już niemałe doświadczenie z samolotem Lim, (latał wcześniej w 3. plm) wiedział, że teraz przyszedł odpowiedni czas na to, aby pokazać, i udowodnić swoim przełożonym, ale też publiczności i wyższym władzom państwowym swoje nieprzeciętne umiejętności pilotażowe, a tych rzecz jasna nie mogło zabraknąć na tak znamienitej uroczystości. Była to doskonała okazja, by zachwycić wszystkich obserwatorów swoimi umiejętnościami i brawurą.

nn
Lotnisko Babie Doły. Foto Janusz Uklejewski.

Pilot szybko przystąpił do treningu po wcześniejszym uzgodnieniu z dowództwem, które nalegało, aby por. Możdżeń wykonał jak najlepszy pokaz, wykonując m.in. figurę „ósemki” w pionie, następnie kilka zwrotów bojowych, przewrotów na górkach i odlot w położeniu plecowym ze sterowanymi beczkami. Podczas trenowania i sprawdzania poszczególnych maszyn por. Możdżeń zdołał trafić na samolot, który był w stanie pracować w odwróconej pozycji niemalże aż do oczekiwanych 30 sek., co było prawdziwym ewenementem! Po wyborze samolotu, którym okazał się Lim-2 o nr burtowym 1103, por. mar. pil. Zbigniew Możdżeń przystąpił do iście morderczego treningu. Mozolne treningi i wielki wysiłek w każdym locie ćwiczebnym doprowadziły działania pilota niemalże do perfekcji. Nadszedł wreszcie 7 września 1958 roku; piękne, niedzielne popołudnie. Pogoda tego dnia była dla wszystkich wymarzona, słońce i gdzieniegdzie tylko małe chmurki, które tylko dodawały uroku miejscowości nieopodal Gdyni, gdzie stacjonował słynny do dziś 34 plm MW. Na lotnisku od samego rana trwała nieustanna gorączka spowodowana przygotowaniem się pilotów oraz służb technicznych do pokazów lotniczych, które miały uświetnić uroczystość z okazji 10-lecia powstania Lotnictwa Marynarki Wojennej. Wreszcie nadeszła upragniona chwila dla młodego, ale już doświadczonego w takim lataniu por. Możdżana. Po kilku chwilach wystartował z macierzystego lotniska w celu wykonania akrobacji nad lotniskiem w Gdańsku-Wrzeszczu. Start nastąpił z kursem wschodnim 136 w kierunku Helu, gdyż na półwyspie był Wyjściowy Punkt Trasy (WPT) dla wszystkich uczestników biorących udział w pokazach. Por. Możdżeń nabrał do wysokości 1000 metrów. Po wejściu na nakazaną wysokość pilot wykonał zwrot, kierując się na Gdynię, Sopot, następnie na Gdańsk–Wrzeszcz, gdzie spokojnie lecąc, czekał na komendę wejścia na lotnisko pokazów. Przed nim latało trzech jego kolegów i po ich odejściu miał 30 sekund, aby znaleźć się nad płytą. Po chwili padła wyczekiwana komenda, po której pilot mógł pokazać to, co miał w sobie najlepszego. Por. Możdżeń zniżył się do kilkunastu metrów nad wodę, biorąc sobie za wysokość skarpę, na której leżało lotnisko; zszedł jak najniżej, aby zaskoczyć widownię, która najprawdopodobniej niczego się nie spodziewała.

fot-007
Efektowny lot por. Możdżana koło skarpy Gdynia-Orłowo. Foto AMW

Dając jeszcze manetkę gazu do przodu, pilot kątem oka dostrzegł już jednolitą płaszczyznę morza. Kierując już tylko wzrok na skarpę i na jej wysokość, aby wyjść idealnie w oś pasa w locie koszącym. Po chwili usłyszał w słuchawkach kierownika lotów, (KL) który krzyczał: „Za nisko idziesz, za nisko, daj wyżej, wyżej.” Por. Możdżeń wszedł nad pas startowy prawie z prędkością 1000 km/h, a wysokość swoją określił według poziomu głów stojącej w połowie pasa publiczności.

f-245
Lim-2 por. Możdżana sfotografowany podczas pokazu nad lotniskiem Gdańsk-Wrzeszcz. Foto AMW

W tym momencie pilot oburącz pociągnął drążek sterowy na siebie. Samolot załamał linię lotu prawie pod kątem prostym, a ze skrzydeł poszły białe warkoczyki skondensowanego ogromnym ciśnieniem powietrza. Przeciążenie w tym momencie było ogromne, wywołując całkiem zrozumiałe przy takim błyskawicznym manewrze ciemne plamy przed oczyma pilota. Jego specjalnie dobrany samolot Lim-2 wspiął się z ogromną szybkością w przestworza. Po krótkiej chwili porucznik przeszedł na plecy i wytracił prędkość do 590 km/h. Kolejny raz nastąpiło wyjście w górę, ale już do pełnej pętli. Pilot skupił uwagę na koordynacji sterów, która w tym momencie musiała być idealna; by nie wpaść w korkociąg, pilot całą siłą ściągał ster, trzymając orczyk nieruchomo. Walczył z całych sił, aby jego samolot przeszedł przez górny punkt krytyczny. Po chwili por. Możdżeń czuł, jak na granicy lotności jego samolot na plecach zaczynał pochylać nos do ziemi. Silnik dudnił pompażem. Po nabraniu szybkości pilot sprawdził swoje położenie, które idealne wpasowało Go w osi pasa startowego. Walił z góry w dół. Ściągając drążek na siebie, nie dopuszczając do utraty wysokości. Wyprowadził swojego niezawodnego Lima na 1200 metrów i obrócił go na plecy. Ubierając całkowicie obroty, por. Możdżeń ciągnął mocno i bardzo płynnie. Na tej wysokości nie mógł sobie pozwolić na najmniejszy ześlizg, przeciągnięcie. Teraz wszystko zależało już od właściwości aerodynamicznych samolotu i od… wielu niezależnych od pilota rzeczy.

Prowadzący samolot pilot z zapartym tchem obserwował przyrządy, czekając, kiedy minie ów straszny kąt. Napięcie sięgało zenitu i nerwy osiągały granicę wytrzymałości. Po nieskończenie wlokących się sekundach pilot zauważył, jak wreszcie nos samolotu doszedł do horyzontu. Poczucie ulgi wyzwoliło w nim dodatkową energię – znowu pełen gaz i zejście do poziomu głów stojącej na ziemi publiczności. Teraz już tylko wiraże, przewroty na górkach i jeszcze kilka dodatkowych elementów, aby uatrakcyjnić i tak już niesamowicie dynamiczny i zarazem brawurowy pokaz kunsztu pilotażu. Po przejściu nad pasem por. Zbigniew Możdżeń oddalił się nad morze, robiąc efektowny wiraż na paru metrach. „Rysując” niemalże skrzydłem po falach, obrał ponownie kurs na lotnisko pokazu. Nad początkiem lotniska odwrócił samolot na plecy i w tym położeniu przeleciał prawie pół pasa. Pilot odepchnął drążek od siebie, przechodząc na wznoszenie, aby później na wysokości 500 metrów wykonać łańcuch sterowanych beczek, niknąc ostatecznie w błękicie. Po wykonaniu pokazu por. pil. Zbigniew Możdżeń odleciał na macierzyste lotnisko w Babich Dołach, gdzie zaraz po wylądowaniu otrzymał reprymendę od samego dowódcy 34 pułku kmdr ppor. pil. Bronisława Siwego.

zd-4
Samolot Lim-2 por. mar. pil. Zbigniewa Możdżana. Lotnisko Babie Doły. Foto WAF

Kilka minut wcześniej zwrócił też uwagę na pokaz sam dowódca Lotnictwa MW kmdr por. pil. Bogdan Pałuczak, pytając kpt. pil. Henryka Wojteckiego, który był w tym czasie na Stanowisku Dowodzenia (SD), o nazwisko pilota wykonującego tak brawurowy pokaz. Tym samym uświadomił pilotowi, kto był na trybunie honorowej. Wysokość przelotów była w granicach 50 metrów, a por. Możdżeń latał niemalże na wysokości głów! Ku wielkiemu zdziwieniu naszych dowódców gen. Stanisław Popławski odezwał się do kmdr Pałuczaka, pytając go, kim był ten niesamowity pilot, jak on to zrobił, odlatując na plecach i wlokąc po betonie ogon samolotu. Klaszcząc i mówiąc: „Ot mołodiec!”, pytał kmdr Pałuczaka „Odkuda on?”. Kmdr Pałuczak, zaskoczony i zarazem zdenerwowany, w pierwszej chwili nie wiedział, co odpowiedzieć, w końcu, jąkając się, odpowiedział „Eto komandir eskadrylli z morskogo istrebitelnego pułka”. „Nu ładno” – przerwał kmdr Pałuczakowi gen. Popławski. „Tak wy jemu od mienia 2000 zł nagrody potomu, szto eto haroszij lotczik”.

Tekst Krzysztof Kirschenstein

zdjęcia z archiwum autora